Białoruskie traktory – państwo zawiodło, rolnicy zapłacą gigantyczną cenę

11 godzin temu

Nowe traktory, kupione za setki tysięcy złotych, mogą wylądować na złomie. Tylko dlatego, iż nie mają unijnej homologacji. W tle: zaniechania urzędów, dilerzy bez skrupułów i tysiące poszkodowanych.

Ponad 7 tysięcy polskich rolników znalazło się w dramatycznej sytuacji. Kupili ciągniki marki „Belarus” sprowadzane z Białorusi, które — jak się okazało — nie spełniają norm Unii Europejskiej i zostały zarejestrowane w Polsce niezgodnie z prawem. Samorządowe Kolegia Odwoławcze (SKO) masowo wydają decyzje o wyrejestrowaniu pojazdów, co w praktyce oznacza konieczność ich zezłomowania.

Jak doszło do tej sytuacji? Dilerzy sprowadzali nowe ciągniki z Białorusi, wcześniej rejestrując je za wschodnią granicą, gdzie nie obowiązuje unijna homologacja. Następnie, jako „używane”, trafiały one do Polski i były bez problemu przerejestrowywane w wydziałach komunikacji. Dla urzędników wyglądały jak maszyny z drugiej ręki, choć w rzeczywistości były fabrycznie nowe i nie spełniały europejskich norm emisji spalin.

– Te ciągniki nie powinny być w ogóle rejestrowane w Polsce. Dilerzy obchodzili przepisy, rejestrując je wcześniej na siebie na Białorusi. W Polsce przedstawiali je jako używane, z niskim przebiegiem. Rolnicy nie mieli pojęcia, iż kupują maszyny bez unijnej homologacji – mówi Gustaw Jędrejek, prezes Lubelskiej Izby Rolniczej.

– Mówiono nam, iż nie możemy być pierwszymi właścicielami, bo to sprzęt spoza Unii, więc ciągniki muszą być najpierw zarejestrowane przez dilera. Ufaliśmy, iż wszystko jest zgodne z prawem – dodaje właścicielka jednej z takich maszyn, Magdalena Kieryluk.

Samorządowe Kolegia Odwoławcze podjęły interwencję po doniesieniach prokuratury.

– Do tej pory wydaliśmy ponad 1200 decyzji o stwierdzeniu nieważności rejestracji. Zostały one uznane za wydane z rażącym naruszeniem prawa – poinformował Wiesław Podhorodecki, prezes SKO w Białymstoku.

Problem dotyka nie tylko rolników indywidualnych, ale też samorządy. Wójt gminy Michów na Lubelszczyźnie kupił taki ciągnik za 120 tys. zł na potrzeby komunalne. – Kupowaliśmy w dobrej wierze. Maszyna była zarejestrowana, przeszła przegląd. Nikt tego nie kwestionował – mówi Roman Adamczyk.

Tymczasem rolnicy otrzymują decyzje z SKO z jasnym nakazem: ciągnik należy wyrejestrować i zezłomować. Koszty takiego rozwiązania są ogromne – dla wielu właścicieli to strata dziesiątek, a choćby setek tysięcy złotych. – Kupiliśmy go legalnie, u dilera. Ciągnik miał 10 motogodzin, wyglądał jak nowy. Gdyby ktoś nas ostrzegł, nie zdecydowalibyśmy się na zakup – tłumaczy Rafał Komsta spod Lublina.

Wydziały komunikacji bronią się, iż przyjmowały pojazdy jako używane i działały zgodnie z procedurami. Twierdzą, iż skoro ciągnik był wcześniej zarejestrowany, nie wymagał ponownej homologacji. Tymczasem dziś to właśnie te urzędy stają się celem pretensji — zarówno rolników, jak i samych dilerów, którzy teraz próbują zrzucić odpowiedzialność na państwo.

Dilerzy, do których dotarli dziennikarze, odmawiają rozmów lub reagują agresją.

– Niech pan idzie do wydziałów komunikacji! Wszyscy sprzedawali, urzędy rejestrowały. Nie moja wina! – mówi jeden z nich, po czym przerywa rozmowę i wyprasza ekipę z placu.

Choć od 2016 roku w Polsce obowiązuje zakaz rejestracji pojazdów bez homologacji UE, przez kolejne lata proceder sprowadzania białoruskich ciągników kwitł.

– Gdyby ktoś zareagował wcześniej, problem dotyczyłby kilkuset rolników. Dziś mamy 7 tysięcy poszkodowanych – podsumowuje Jan Ogił, jeden z rolników.

Dziś wielu z nich zostało z bezużytecznym sprzętem i widmem potężnych strat finansowych. – Czujemy tylko złość i rozczarowanie. Państwo powinno było wcześniej temu zapobiec – mówi pani Magdalena.

Na podst. Polsat News

Idź do oryginalnego materiału