Cieszynianin od kilku lat piechotą przemierza świat | ZDJĘCIA

4 godzin temu

Jest pewien cieszynianin, który od kilku lat przemierza świat piechotą, z wózkiem. w tej chwili jest w Afryce, a zanim wróci nad Olzę, ma być jeszcze w obu Amerykach i w Azji. Rok temu na naszych łamach relacjonował swoją podróż. Jak mu się wiedzie od tego czasu i jak minęło ostatnich 12 miesięcy?

W czasie powstawania tego tekstu Łukasz Podstada znajdował się w miejscowości Nkambe, w Kamerunie. Gdy rozmawialiśmy niemal równo rok temu, był w Gwinei. Przez rok przeszedł zatem – obrazowo pisząc – dolny kraniec „brzucha” po zachodniej stronie Afryki. Przez około 360 dni podróżnik przebył około 3700 km. Daje to średnio 9 km dziennie, jednak w praktyce jest inaczej, bo wiele dni wypadło z kalendarza marszu. Dlaczego?

Ciężki etap

W ostatnich tygodniach Łukasz miał przerwę w swojej podróży. Najpierw bowiem znalazł się w Kamerunie, w pobliżu tzw. strefy czerwonej. To obszar, w którym kilka lat temu toczyła się wojna domowa, przez co wciąż uznawany jest za niebezpieczny i pilnują go mundurowi. Łukasz Podstada próbował jednak przedostać się tam, gdyż właśnie tamtędy biegła jego trasa. Policjanci wywieźli go z zagrożonego terenu i nie miał jak wrócić. A jak się okazuje, trzymanie się wyznaczonej marszruty to dla cieszyniania ważna rzecz i sporo czasu zajmuje mu czekanie na możliwość powrotu na trasę.

– Zostałem zauważony przez policjanta, z którym załatwiałem wcześniej różne sprawy. Zaopiekował się mną, wziął mi paszport, zabrał mnie do hotelu, który mam teraz za darmo. Taki trochę areszt domowy. Czekam na decyzję mundurowych. Odcinek, do jakiego nie chcą mnie wpuścić, to jakby dwa województwa. W skali Kamerunu to nie jest jakiś duży obszar. Czekam tutaj i czekam na rozwój wypadków, na możliwość ruszenia dalej, bo nie mam jak tych służb ominąć, a trzymanie się wyznaczonej trasy to dla mnie istotny temat – powiedział nam Łukasz Podstada.

Powyższa kwestia to nie jedyny temat, który ostatnio wstrzymuje lub może wstrzymywać wędrówkę podróżnika rodem z Cieszyna. W dalszej kolejności bowiem planuje przejść do Konga, a tymczasem nie jest łatwo o wizę do tego kraju.

– Wizy do Demokratycznej Republiki Konga nie można dostać w krajach ościennych. Europejczycy mogą się o nią ubiegać w Europie, ale nie w Afryce. Oczywiście można by opłynąć łodzią malutkie wybrzeże tego kraju z Kongo Brazzaville do Angoli, ale nie jestem przekonany, iż tak chcę to robić, bo ja chcę Afrykę przejść, a nie przejechać albo opłynąć. Mam sporo czasu, by się zastanowić nad opcjami i nie wykluczam choćby powrotu aż do Beninu, by następnie iść przez Niger, Czad i na wschód przez Republikę Środkowo-Afrykańską do Sudanu i dopiero później dalej na południe. Rozważam różne opcje z pominięciem Kamerunu i Konga. Zobaczymy jak będzie – wyjaśniał Łukasz Podstada.

Mały bilans

Rok to bardzo konkretna i okrągła okoliczność, w związku z czym namówiliśmy podróżnika na podzielenie się refleksją na temat tego, czy jego sytuacja jest jakaś inna i czy coś się zmieniło w jego podejściu do sukcesywnie i wiernie uskutecznianej eskapady.

– Zauważam, iż coraz więcej wpada mi kłód pod nogi, które opóźniają marsz. Wynika to w dużym stopniu z tego, iż Afryka Zachodnia – od Maroka do Beninu – jest bardzo przyjazna i generalnie nie ma tam problemów takich jak teraz w Kamerunie – mówi Łukasz Podstada.

Przy tej okazji podróżnik wymienia kłody, jakie w ciągu roku znalazły się pod jego nogami. Najpierw była to infekcja stopy, z powodu której spędził trzy tygodnie w szpitalu. Kłopoty zdrowotne się jednak przeciągały i najpierw były to problemy z niskim ciśnieniem krwi, a później malaria. Ogólnie w Afryce malarię miał pięć razy. Dotarł do Nigerii, kraju o opinii niebezpiecznego, gdzie zaliczył kilka starć z tubylcami.

– Miałem tam sześć konfliktów siłowych, w których musiałem fizycznie bronić wózka. Afryka Zachodnia, Maroko, Benin, żadnego konfliktu, ludzie przyjaźni. Nigeria, powiedzmy 140 czy 150 kilometrów i już sześć konfliktów. To już mówi samo za siebie – opowiada wędrowiec.

W Ghanie z kolei czekał na wizę, co spowodowało następnych 2,5 tygodnia przestoju. Sumując wszelkie opóźnienia, Łukasz Podstada naliczył około 3 miesięcy bez planowanego wcześniej marszu. W takim razie więc średnia marszu na dzień to niemal 14 km.

– Ogólnie jestem w dobrym humorze i zadowolony z przebiegu sytuacji. Nie ma jakiejś zmiany podejścia do wędrówki. Zdrowie generalnie gra. W Nigerii, z uwagi na panujące tam niebezpieczeństwo, z reguły spałem w hotelach, bo też były tanie, przez co zregenerowałem się fizycznie oraz nabrałem masy. Moją mocną stroną w tym wszystkim jest też to, iż z natury nie mam poczucia samotności. Nie mam problemu z tym zjawiskiem. Jako dziecko byłem bardzo uczuciowy i towarzyski, ale potem się to zmieniło. Kocham swoją rodzinę, ale nie doskwiera mi samotność czy tęsknota. Poznaję nowych ludzi, ale też lubię spędzać czas sam ze sobą – mówi podróżnik.

Trudny rok nad Olzą

W czasie kiedy Łukasz Podstada wędrował przez Afrykę, wiele działo się w jego rodzinnym Cieszynie. Między innymi w kwietniu odbyły się wybory samorządowe, a we wrześniu z kolei część miasta dotknęła powódź błyskawiczna. Najgłośniejszą i najbardziej dramatyczną była jednak katastrofa kamienicy przy ulicy Głębokiej. Wszystkie te zdarzenia podróżnik śledził w dostępnych mu mediach internetowych, jednak grudniowy wybuch w centrum przeżył najbardziej.

– Ja generalnie jestem z placu św. Krzyża, tam się urodziłem, tam mieszkałem z rodziną i stamtąd zacząłem swoją podróż. Moja mama w międzyczasie zmieniła mieszkanie na położone przy placu Teatralnym, czyli to w zasadzie dwie kamienice od tej, w której był wybuch. Wszystko mi opisywała, więc wiem, co się działo, głównie z jej przekazu, ale i z mediów. Bardzo się zresztą martwiłem i w pierwszym momencie wydzwaniałem do niej, czy wszystko u niej w porządku, bo to naprawdę bardzo blisko. Cóż powiem? Wielka tragedia i wielkie współczucie zarówno dla tych, którzy stracili w tym wypadku bliskich, jak i dla tych, którzy stracili dobytek. Bardzo przykro się tamten rok w Cieszynie zakończył – mówi piechur.

Lata w podróży

Na koniec przypomnijmy kilka faktów z życia i podróży Łukasza Podstady. Swoją wyprawę zainaugurował w 2020 roku, zaczynając od Europy, po której przyszedł czas na Afrykę. Do tej pory przeszedł niemal 17 tys. km, a całość obchodzenia świata powinna się zamknąć w 50 tys. km, około 2030 roku. Głównym jego założeniem, którego najwyraźniej ściśle się trzyma, jest przejść „Piechotą dookoła świata” i pod takim tytułem prowadzi nieustanie zbiórkę na swoją podróż, w portalu crowdfundingowym.

Fot. Łukasz Podstada

Idź do oryginalnego materiału