Małżeństwo wpadło z mostu do głębokiej rzeki i ledwo uniknęło utonięcia, gdy nagle dostrzegli ogromnego słonia powoli zbliżającego się do nich, aby…

4 dni temu

Małżeństwo spadło z mostu prosto do głębokiej rzeki i o mało nie utonęło, gdy nagle zauważyli, iż ogromny słoń powoli zbliża się ku nim, by…
Od lat mieszkali w małym miasteczku przeciętym rwącą rzeką. Dawno temu wybudowano tu stary most, który od lat chylił się ku zniszczeniu, ale ludzie wciąż czasem ryzykowali, by skrócić sobie drogę.
Tego dnia Zofia i Tadeusz postanowili przejść właśnie tędy. Deski pod ich stopami trzeszczały złowieszczo, a spróchniałe belki jęczały pod ciężarem. Rzeka pod nimi huczała nurt był tak silny, iż choćby najlepsi pływacy nie mieliby szans.
Gdy dotarli do połowy mostu, rozległ się przeraźliwy trzask. Drewno zaczęło pękać pod ich stopami. Zofia krzyknęła i zachwiała się, ale Tadeusz w ostatniej chwili chwycił ją za rękę. Walczył, by ją utrzymać, ale most rozpadał się zbyt szybko. W następnej chwili oboje runęli w dół, wprost w lodowatą toń.
Woda ścisnęła ich jak mroźny uścisk. Niosło ich w szaleńczym wirze. Zofia łapała oddech, ale fale raz za razem przykrywały jej głowę. Tadeusz, choć sam ledwo się trzymał, nie puszczał jej dłoni. Walczył jedną ręką, drugą przyciągając żonę, by utrzymać ją nad powierzchnią.
W końcu udało mu się złapać wystającą gałąź. Przyciągnął Zofię bliżej, pomagając jej utrzymać się na wodzie. Tak trwali, krzycząc o pomoc, ale wokół nie było żywej duszy.
Nagle Tadeusz poczuł ruch za sobą. Odwrócił się i zastygł. Ogromny słoń szedł wprost na nich. Jego ciemna sylwetka górowała nad wodą, a w jego ruchach zdawała się czaić groźba. Zofia krzyknęła byli pewni, iż to koniec.
Lecz gdy słoń stanął tuż przed nimi, stało się coś nieoczekiwanego… Zamiast zaatakować, wyciągnął ku nim potężną trąbę. Tadeusz nie wierzył własnym oczom zwierzę chciało im pomóc.
Popchnął Zofię, a słoń delikatnie objął ją trąbą, a potem i jego, sadzając oboje na swoim grzbiecie.
Drżąc z zimna i strachu, ale żywi, siedzieli, podczas gdy słoń nieugięcie kroczył przez rwący nurt. Każdy jego krok wydawał się cudem.
Gdy wreszcie dotarli do brzegu, zsunęli się na ziemię. Byli przerażeni, przemoknięci do suchej nitki, ale cali.
Słoń przez chwilę stał w milczeniu, patrząc na nich swymi wielkimi, pełnymi mądrości oczami. Potem odwrócił się i odszedł w stronę gęstego lasu, jakby nic się nie stało.
A oni wciąż stali, nie mogąc uwierzyć, iż wyszli cało z tej niezwykłej przygody.

Idź do oryginalnego materiału