Małżeństwo wpadło z mostu do głębokiej rzeki i o mało nie utonęli, gdy nagle zobaczyli, iż ogromny słoń powoli się do nich zbliża, aby…

4 dni temu

Dzisiaj wydarzyło się coś niesamowitego, coś, w co choćby teraz trudno mi uwierzyć. Mój mąż, Piotr, i ja, Bogna, od lat mieszkamy w małym miasteczku nad rwącą rzeką Pilicą. Most, który kiedyś łączył obie części miasta, od dawna był w złym stanie, ale czasem, by skrócić drogę, ryzykowaliśmy i przechodziliśmy po nim.
Tego dnia postanowiliśmy przejść się starym mostem. Deski trzeszczały pod nogami, a spróchniałe belki wyglądały, jakby lada chwila miały się zawalić. W dole rzeka szalała nurt był tak silny, iż choćby najlepsi pływacy mogli w niej utonąć.
Gdy byliśmy na środku, rozległ się przeraźliwy trzask. Deski zaczęły pękać pod naszymi stopami. Krzyknęłam, straciłam równowagę i prawie wpadłam w przepaść, ale Piotr w ostatniej chwili złapał mnie za rękę. Choć kurczowo się trzymał, most rozpadał się zbyt szybko. W mgnieniu oka oboje wpadliśmy do lodowatej wody.
Zimny nurt uderzył mnie w piersi, wir porwał nas jak szalone. Dusiłam się, próbując złapać oddech, ale fale wciąż mnie zalewały. Piotr, mimo paniki, nie wypuścił mojej dłoni. Walczył jak szalony, wiosłując jedną ręką, drugą przyciągając mnie do siebie.
W końcu udało mu się złapać za wystającą gałąź. Przyciągnął mnie bliżej, pomagając utrzymać się na powierzchni. Tak trwaliśmy, krzycząc o pomoc, ale wokół nie było żywej duszy.
Nagle Piotr zesztywniał. Obróciłam się i oniemiałam ogromny słoń powoli szedł w naszą stronę! Jego masywne ciało górowało nad wodą, a ja byłam pewna, iż chce nas skrzywdzić. Wrzeszczałam z przerażenia myśleliśmy, iż to nasz koniec.
Ale wtedy stało się coś niewiarygodnego Zamiast zaatakować, słoń wyciągnął ku nam trąbę. Piotr nie wierzył własnym oczom, ale zrozumiał zwierzę chciało nam pomóc.
Pchnął mnie delikatnie w stronę słonia, a ten ostrożnie podniósł mnie, a potem Piotra, i posadził nas na swoim grzbiecie. Drżący z zimna i strachu, ale żywi, trzymaliśmy się mocno, gdy słoń pewnym krokiem ruszył w stronę brzegu, przedzierając się przez wzburzone fale.
Gdy wreszcie stanęliśmy na suchym lądzie, słoń przez chwilę patrzył na nas swymi mądrymi oczami, po czym odwrócił się i odszedł w głąb lasu, jakby nic się nie stało.
Staliśmy tam, mokrzy i wstrząśnięci, niezdolni uwierzyć w to, co właśnie przeżyliśmy.

Idź do oryginalnego materiału