W Los Angeles realizowane są masowe protesty przeciwko polityce imigracyjnej USA. Na ulice wyszły tysiące osób po fali aresztowań dokonanych przez U.S. Immigration and Customs Enforcement (ICE). W całym kraju, w tym w Los Angeles, zatrzymano dziesiątki osób podejrzanych o naruszenia przepisów imigracyjnych.
Podczas protestów w mieście doszło do zamieszek. Demonstranci obrzucali radiowozy kamieniami i fragmentami krawężników. Policja odpowiedziała gazem łzawiącym, granatami hukowymi i gazem pieprzowym.
W reakcji na eskalację prezydent Donald Trump zdecydował o wysłaniu do miasta oddziałów Gwardii Narodowej. Według Białego Domu, do Los Angeles trafi co najmniej 2000 żołnierzy, którzy pozostaną tam przez 60 dni lub dłużej — w zależności od decyzji sekretarza obrony Pete’a Hegsetha. Rozważane jest także wsparcie Korpusu Piechoty Morskiej USA.
CNN podkreśla, iż decyzja Trumpa jest nietypowa, bo kontrola nad Gwardią Narodową zwykle spoczywa w rękach władz stanowych. To pierwszy raz od zamieszek w 1992 r., gdy prezydent bezpośrednio sięga po takie uprawnienia w Los Angeles.
— Gwardia Narodowa wykonała doskonałą pracę po dwóch dniach przemocy, starć i niepokojów — napisał Trump na Truth Social. Zapowiedział też zakaz noszenia masek podczas protestów. — Co ci ludzie mają do ukrycia i dlaczego? — pytał prezydent.
Tymczasem burmistrz Los Angeles Karen Bass zakwestionowała informacje o obecności Gwardii Narodowej w mieście. — Żeby było jasne: Gwardia Narodowa nie została wysłana do miasta Los Angeles — napisała.
Na podst. CNN i AP