Branża turystyczna notuje jeden z najgwałtowniejszych wstrząsów ostatnich lat. Booking.com – największy gracz na rynku rezerwacji noclegów – ogłosił radykalne cięcia zatrudnienia. Firma tłumaczy zmiany restrukturyzacją, ale ich skala i kontekst sugerują znacznie głębszy kryzys.

Fot. Shutterstock / Warszawa w Pigułce
W tle są też pozwy, śledztwa i rosnąca presja na ograniczenie dominacji cyfrowych platform. Redukcje na skalę światową. Amsterdam traci setki etatów. Booking.com zamierza zwolnić około tysiąca pracowników na całym świecie. Największe cięcia dotkną amsterdamskiej siedziby firmy, gdzie pracuje niemal połowa całego personelu. Z samego miasta zniknie ponad 200 miejsc pracy – decyzje zapadły błyskawicznie, a komunikaty wewnętrzne trafiły do zespołów bez uprzedzenia. W firmie zapanowała atmosfera niepewności, a związki zawodowe mówią wprost: to największe zwolnienia w historii platformy.
Fala pozwów i śledztw. Booking.com pod pręgierzem
Redukcje etatów to tylko jeden z wątków kryzysu. Booking.com walczy z potężnym pozwem zbiorowym, który może przynieść przełom na rynku usług turystycznych. Kilkadziesiąt tysięcy hoteli i klientów zarzuca platformie zawyżanie cen, ukryte opłaty i stosowanie technik wywierania presji na użytkownikach. Chodzi m.in. o wyświetlanie komunikatów w stylu „został ostatni pokój!”, co miało nakłaniać do impulsywnych decyzji.
Najwięcej kontrowersji budzi tzw. klauzula parytetowa. Przez lata Booking.com wymagał od hoteli, by nie oferowały niższych cen poza swoją platformą. Takie praktyki uznano już za niezgodne z unijnym prawem. Organizacje branżowe domagają się teraz zwrotu części prowizji – mowa o dziesiątkach, a choćby setkach milionów euro.
Oficjalne tłumaczenia kontra realia rynku
Firma zapewnia, iż zmiany mają uprościć strukturę i podnieść efektywność działania. Jednak skala kryzysu sugeruje, iż chodzi o coś więcej. Booking.com znalazł się w trudnej sytuacji – rosnące koszty, presja klientów i partnerów oraz groźba wielomilionowych kar wywołały falę decyzji defensywnych.
W tle realizowane są też dyskusje o uregulowaniu cyfrowych gigantów. Hotele naciskają na rządy i Komisję Europejską, by ograniczyć monopol platform rezerwacyjnych. Booking.com, symbol dominacji cyfrowej w turystyce, staje się teraz przykładem struktury zagrożonej zbyt dużą ekspozycją na niezależnych dostawców usług i zmienne warunki rynku.
Rynek na zakręcie. Co dalej z cyfrowymi hegemonami?
Sygnały płynące z branży są jednoznaczne: po latach dynamicznego wzrostu, cyfrowi pośrednicy zderzają się z oporem i próbami wyznaczenia im granic. Fala zwolnień w Booking.com może być początkiem większej transformacji. jeżeli pozwy i dochodzenia wejdą w fazę rozstrzygnięć, rynek turystyczny czeka gruntowna zmiana układu sił. Na razie jednak, dla tysięcy pracowników Booking.com, perspektywy pozostają niejasne. A cała branża z napięciem śledzi rozwój wydarzeń.
Źródło: forsal.pl/warszawawpigulce.pl