Niespodziewany gość: zapłakana teściowa opowiada o zdradzie i kradzieży

4 dni temu

Dzisiaj zadzwonili do drzwi. Otworzyłam, a na progu stała zapłakana teściowa. Okazało się, iż jej synek został okradziony doszczętnie przez swoją kochankę.

Piętnaście lat temu wzięłam ślub z Wiktorem. Jego matka od razu dała mi do zrozumienia, iż nigdy nie będziemy przyjaciółkami. Pogodziłam się z tym. Po ślubie długo nie mogliśmy doczekać się dzieci. Dziesięć lat modlitw, nadziei i rozczarowań… W końcu los się do nas uśmiechnął: najpierw urodził się syn, a niedługo potem córka.

Życie układało się nieźle. Wiktor zrobił karierę — został dyrektorem dużej firmy w Warszawie. Ja mogłam skupić się na dzieciach, wziąć urlop macierzyński i oddać się całkowicie rodzinie. Mojej mamy nie było w pobliżu — mieszkała w Krakowie, więc nie mogłam liczyć na jej pomoc. A teściowa… Przez te wszystkie lata jej stosunek do mnie ani trochę się nie zmienił. Dla niej zawsze byłam zwykłą przebrzydłą intrygantką, która odebrała jej syna. W jej oczach Wiktor powinien był ożenić się z „porządną dziewczyną”, taką, którą sama dla niego wybrała. Ale Wiktor wybrał mnie.

Żyliśmy razem, wychowywaliśmy dzieci. Starałam się nie zwracać uwagi na jej niechęć. Aż pewnego dnia wszystko się zawaliło.

Pamiętam ten dzień w najdrobniejszych szczegółach. Wróciliśmy z dziećmi ze spaceru. Maluchy bawiły się w przedpokoju, a ja poszłam do kuchni zagotować wodę na herbatę. Nagle zauważyłam kartkę na komodzie w holu. Gdy podchodziłam, poczułam niepokój. Mieszkanie wydawało się puste. Rzeczy Wiktora zniknęły.

Na kartce, napisane niedbale, widniały słowa:

„Przepraszam. Pokochałem inną. Nie szukaj mnie. Jesteś silna, dasz radę. Tak będzie lepiej dla wszystkich.”

Telefon męża był wyłączony. Żadnego połączenia, żadnej wiadomości. Po prostu zniknął. Zostawił mnie samą — z dwójką małych dzieci.

Nie wiedziałam, gdzie jest, ani kim jest ta „inna”. W rozpaczy zadzwoniłam do teściowej. Myślałam, iż coś wyjaśni, może choćby mnie wesprze. Ale usłyszałam tylko:

„Sama jesteś sobie winna.” Głos jej brzmiał niemal triumfalnie. „Zawsze wiedziałam, iż tak się skończy. Powinnaś była się tego spodziewać.”

Zamarłam. Co zrobiłam nie tak? Czym zasłużyłam sobie na taką nienawiść? Ale nie miałam czasu w rozpamiętywanie — dzieci potrzebowały opieki, a pieniędzy było jak na lekarstwo. Wiktor nie zostawił nam ani grosza.

Nie mogłam iść do pracy — nie miałam z kim zostawić maluchów. Wtedy przypomniałam sobie, iż kiedyś dorabiałam pisaniem prac naukowych. Dzięki temu jakoś się utrzymywałyśmy. Każdy dzień był walką o przetrwanie. Pół roku bez żadnego znaku od Wiktora.

Tego wieczoru padał deszcz. Układałam dzieci do snu, gdy rozległo się głośne pukanie do drzwi. Serce podskoczyło mi do gardła. Kto mógł przychodzić o takiej porze? Może sąsiadka?

Otworzyłam — i oniemiałam.

W progu stała moja teściowa. Zmoczona, zalanWidząc jej łzy, poczułam, iż mimo wszystko nie potrafię zamknąć drzwi przed człowiekiem w potrzebie.

Idź do oryginalnego materiału