Patrycja Siarek z Toronto, której pies zaatakował dziecko, może trafić do więzienia

bejsment.com 4 godzin temu

Patrycja Siarek w poniedziałek stanęła przed sądem w centrum miasta, płacząc i przepraszając za to, iż zabrała swojego psa – mimo obowiązku noszenia przez niego kagańca – na plac zabaw, gdzie zwierzę zaatakowało dziewięcioletniego chłopca.

„Jest mi naprawdę przykro. Nigdy nie chciałam skrzywdzić dziecka ani nikogo innego. To moja wina, czuję się z tym strasznie. Mam nadzieję, iż chłopcu nic poważnego się nie stało. Wiem, iż odpowiadam również za śmierć Capo. To okropne” – powiedziała Siarek, zwracając się do sędzi Sądu Okręgowego Ontario, Miriam Bloomenfeld.

W marcu kobieta przyznała się do winy w sprawie zarzutu zaniedbania skutkującego obrażeniami ciała oraz dwóch naruszeń przepisów prowincjonalnych – w tym złamania ustawy o odpowiedzialności właścicieli psów i dopuszczenia, by jej pies biegał w miejscu, gdzie było to zabronione.

Zastępca prokuratora, Nathan Kruger, zapowiedział, iż będzie wnosił o karę trzech lat więzienia oraz dziesięcioletni zakaz posiadania psa, zgodnie z ustawą o odpowiedzialności właścicieli psów.

Do zdarzenia doszło 23 marca 2024 roku, gdy Siarek zabrała Capo – trzy- lub czteroletniego psa w typie pitbulla – na plac zabaw Little Norway Park, na który wprowadzanie psów było zakazane.

Capo był wcześniej objęty nakazem dla psów uznanych za niebezpieczne – musiał nosić kaganiec i nie mógł przebywać na terenach, gdzie psy mogły biegać bez smyczy.

Kruger poinformował sąd, iż pies był już wcześniej przedmiotem trzech dochodzeń miejskich dotyczących pogryzień.

Z relacji sądu wynika, iż dziewięcioletni chłopiec – którego nazwisko objęto zakazem publikacji – podszedł do niezamkniętej bramy placu zabaw. Capo wybiegł w jego stronę i zaatakował dziecko, które przebywało tam z ojcem.

Siarek oraz ojciec chłopca próbowali odciągnąć psa, jednak bezskutecznie. Po około dwóch minutach Capo puścił nogę chłopca. Kobieta opuściła park, nie podając swoich danych ani nie udzielając pomocy.

„Doskonale wiedziała, iż Capo jest niebezpieczny i iż obowiązują wobec niego ograniczenia prawne. Mimo to naraziła społeczeństwo – a także samego psa – na poważne ryzyko” – mówił prokurator Kruger.

„Zignorowała przepisy, które miały chronić innych. Przyprowadziła niebezpiecznego psa na ogrodzony plac zabaw dla dzieci, używając go jako wybiegu. Pozwoliła mu biegać luzem, mimo wyraźnych znaków zakazu” – dodał.

Kruger podkreślił też, iż Siarek po ataku po prostu odeszła, choć widziała, co się stało. „Nie podjęła żadnych działań, by pomóc. Świadkowie próbowali ją zatrzymać, ale uciekła” – powiedział.

W momencie zdarzenia Siarek przebywała na wolności za kaucją w związku z innym wykroczeniem. Jak ujawnił prokurator, kobieta miała już 15 wcześniejszych wyroków za oszustwa, niestosowanie się do nakazów sądowych i utrudnianie pracy policji.

Rodzina chłopca złożyła oświadczenia dotyczące wpływu zdarzenia na życie dziecka, ale nie odczytano ich publicznie – rodzice poprosili o zachowanie prywatności.

Kruger zacytował fragment, w którym rodzice opisywali traumę, jaką przeszli, nie mogąc powstrzymać ataku. „Dziecko przeprosiło rodziców, pytając, czy byłoby im łatwiej, gdyby umarło – po powikłaniach medycznych i kolejnych operacjach” – powiedział prokurator.

W ocenie Korony obrażenia chłopca były czynnikiem obciążającym. „To zaniedbanie doprowadziło do tragedii. Prawo miało chronić psa, ale odpowiedzialność spoczywa na właścicielce” – podkreślił Kruger.

Zaznaczył też, iż nie jest pewien, czy Siarek ma szanse na resocjalizację, zwłaszcza iż wcześniej łamała warunki zwolnienia. „W chwili incydentu była już na wolności za kaucją i ponownie złamała przepisy” – przypomniał.

Adwokat kobiety, Christopher O’Connor, określił sytuację jako wyjątkowo tragiczną, wskazując jednak, iż jego klientka przyznała się do winy i głęboko żałuje.

O’Connor zaproponował karę w zawieszeniu, argumentując, iż Siarek zabrała psa do parku tylko po to, by go wyprowadzić, nie zdając sobie sprawy z ryzyka. „Nie szukała placu zabaw dla dzieci – po prostu było to najbliższe miejsce. Miała kaganiec i smycz, ale zdjęła je na chwilę. Niestety, brama była otwarta, a dziecko weszło do środka” – tłumaczył.

Zwrócił też uwagę, iż od ostatniego wyroku z 2017 roku minęło siedem lat, a Siarek zmagała się w tym czasie z wieloma trudnościami, m.in. uzależnieniem od opioidów.

Dodał, iż kobieta cierpi na zaburzenia lękowe i depresję, a Capo, z którym była od szczeniaka, był dla niej emocjonalnym wsparciem.

Adwokat ujawnił, iż Siarek była ofiarą przemocy domowej i iż pies często reagował, próbując ją bronić, za co sam był bity.

„Uśpienie Capo było dla niej ogromnym ciosem. Bardzo kochała swoje zwierzęta” – podkreślił O’Connor, dodając, iż kobieta w tej chwili pracuje jako sprzątaczka i stara się odbudować swoje życie.

„Osadzenie jej w więzieniu byłoby porażką systemu. Można osiągnąć cel kary poprzez wyrok warunkowy” – powiedział, uznając propozycję trzech lat więzienia za „zbyt surową”.

Wyrok w tej sprawie ma zostać ogłoszony w przyszłym miesiącu.

Idź do oryginalnego materiału