Ratownicy górniczy zbliżają się do górnika, który zaginął po poniedziałkowym silnym wstrząsie w kopalni Knurów-Szczygłowice. We wtorek po południu dzieliło ich już tylko około 50 metrów. Jeszcze kilka godzin wcześniej odległość ta wynosiła 130 metrów.
Walka z czasem i metanem
Jak informuje Jastrzębska Spółka Węglowa, największym wyzwaniem pozostaje zapewnienie odpowiedniej wentylacji w rejonie akcji. Ratownicy krok po kroku dokładają odcinki lutniociągu, którym tłoczone jest świeże powietrze. Dzięki temu zmniejsza się stężenie metanu i możliwe jest bezpieczne posuwanie się dalej.
W samym przodku atmosfera jest niezdatna do oddychania. Na szczęście wstrząs nie spowodował zawału skał, więc ratownicy nie muszą przebijać się przez gruzy.
Dramat na poziomie 850 metrów
Do wstrząsu doszło w poniedziałek o godz. 21:26, na poziomie 850 metrów, podczas drążenia przodka w tzw. ruchu Knurów. W rejonie pracowało dziewięciu górników. Ośmiu z nich zdołało wycofać się o własnych siłach i trafiło do szpitali w Knurowie, Zabrzu i Gliwicach. Czterech z nich już opuściło placówki medyczne.
Akcja pod czujnym okiem służb
Akcję prowadzą ratownicy z kopalni oraz Centralnej Stacji Ratownictwa Górniczego. Na miejscu pracują również przedstawiciele nadzoru górniczego. Rejon objęty akcją został wyłączony z eksploatacji, a pozostała część kopalni pracuje normalnie. Na razie nie wiadomo, jak długo potrwają poszukiwania.