Niecodzienną decyzję podjął sąd podczas trwającego od blisko dwóch lat procesu kierownictwa świdnickiego zakładu Adler. Podczas rozprawy we wtorek, 24 czerwca pojawiły się znaki zapytania i wątpliwości, dotyczące danych, na których biegli oparli swoje opinie. Sąd wnioskuje do Prokuratury Rejonowej w Świdnicy o złożenie wyjaśnień.
Zdjęcie archiwalne
Sprawa mieszczącego się zakładu, należącego do włoskiego koncernu, ciągnie się już od ponad 6 lat. Mieszkańcy okolic firm, zlokalizowanych przy ul. Bystrzyckiej w Świdnicy kilka lat temu zaczęli uskarżać się nie tylko na smród, ale także na duszności, kaszel, łzawienie oczu. I zaczęli pisać do wszystkich instytucji, odpowiadających w Świdnicy, powiecie i województwie za ochronę środowiska. Dopiero w połowie 2019 roku, gdy ich skargi nie przynosiły żadnego efektu, zawiadomili media. Swidnica24.pl śledziła i opisywała wszystkie kontrole, a także opublikowała obszerny wywiad z przedstawicielami firmy Adler. To właśnie Andrzej K., dyrektor tego zakładu (pełniący tę funkcję także obecnie) oraz dwoje pracowników zostało oskarżonych przez Prokuraturę Rejonową w Świdnicy o zanieczyszczanie powietrza poprzez skierowanie trujących substancji powstających w toku produkcji, czym obniżyli jego jakość i sprowadzili zagrożenie dla zdrowia i życia ludzi.
25 lipca 2023r. przed Sądem Okręgowym w Świdnicy rozpoczął się proces, w którym oprócz dyrektora oskarżeni są Dorota Sz., specjalistka ds. ochrony środowiska i BHP oraz Daniel P., szef produkcji. Zostali oskarżeni o to, iż od maja 2019 do 18 maja 2020 roku w Świdnicy, działając wspólnie i w porozumieniu będąc z tytułu zajmowanych stanowisk odpowiedzialnymi za prawidłową eksploatację urządzeń, działając czynem ciągłym, w krótkich odstępach czasu poprzez dopuszczenie do eksploatacji linii POROSO 1 i POROSO 2, służących do produkcji włókien termoizolacyjnych i dźwiękochłonnych detali samochodowych oraz wyrobów izolacyjnych do sprzętu AGD, niespełniających wymagań technicznych w zakresie bezpiecznej eksploatacji zanieczyszczali powietrze poprzez dopuszczenie do emisji acetonu, metyloetyloketonu, benzonu, toluenu, etylobenzenu, empexylenu, oxylenu, styrenu i formaldehydu, cyjanowodoru, chlorowodoru, amoniaku i ditlenku azotu w ilości powodującej znaczące obniżenie jakości powietrza. Akt oskarżenia opierał się na badaniach przeprowadzonych z użyciem drona oraz opiniach biegłych, wykonanych na podstawie tych badań.
Żadna z oskarżonych osób nie przyznała się do winy, a podczas pierwszej rozprawy wszyscy złożyli podobne oświadczenia, wskazując, iż akt oskarżenia jest nielogiczny, a wszystkie wcześniej przeprowadzane kontrole nie wykazały żadnych nieprawidłowości.
Oskarżenia prokuratury poparła część mieszkańców, którzy w procesie występują w roli oskarżycieli posiłkowych. Oskarżycielem posiłkowym jest także Gmina Miasto Świdnica. W obronie zakładu stanęli związkowcy, którzy protestowali przeciwko oskarżeniom, uczestniczyli również jako widownia w kolejnych rozprawach.
– Sąd przesłuchał dotychczas wszystkich świadków i we wtorek byli słuchani biegli, którzy wydawali opinie w tej sprawie na etapie postępowania przygotowawczego, a zlecał ich wykonanie prokurator, jak również przekazywał materiały, w oparciu o które biegli mieli swoje wnioski wyprowadzić – informuje sędzia Agnieszka Połyniak, rzeczniczka Sądu Okręgowego w Świdnicy.
– W trakcie rozprawy biegli, odpowiadając na pytania, m.in. wskazywali na parametry badania powietrza, które przyjęli do swoich ustaleń, a które były zebrane przez innych biegłych podczas badań z wykorzystaniem drona. Te badania przesłał im prokurator. Okazało się, iż otrzymali wyniki badań adekwatnie nie wiadomo skąd i czego dotyczące, gdyż te parametry i wyniki są diametralnie różne od tych, które w istocie powinny być biegłym przekazane, stąd prowadzący proces sędzia Tomasz Białek prokuraturze przesłał odpis wczorajszej rozprawy i zwrócił się o wszczęcie postępowania w celu wyjaśnienia, w jaki sposób doszło do tego, iż biegli otrzymali badania nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak przeprowadzone, a także kto, kiedy i w jakich okolicznościach przekazał je zamiast tych adekwatnych wyników. To nie jest kwestia drobnych różnic w parametrach, tylko są one znaczące. Przypuszczalnie sąd będzie musiał zlecić biegłym sporządzenie opinii na nowo z wykorzystaniem adekwatnych danych. Jakie będą ustalenia prokuratury, trudno powiedzieć; czy to było omyłkowe czy celowe działanie, a jeżeli tak, to kogo – mówi rzeczniczka.
– Mamy trzech biegłych. Pierwsi, najważniejsi, wydawali opinię w oparciu swoich badaniach przy użyciu dronów i oni zajmowali się emisjami oraz stężeniem zanieczyszczeń powietrza. Badania trwały trzy dni. Po uzyskaniu tej opinii zostali powołani jeszcze dwaj biegli: toksykolog i biegły z zakresu przetwórstwa materiałów – informuje prokurator rejonowy Marek Rusin.
– Biegli wykonujący pierwszą opinię w całości ją podczas rozprawy podtrzymali. Tu nie ma wątpliwości, natomiast okazało się, iż w każdej z tych kolejnych opinii są wartości zanieczyszczeń oraz wartości dopuszczalne. W 99% te pierwsze wartości się nie różnią, poza jedną substancją. W przypadku tej jednej substancji są różnice, ale dane pochodzą z różnych dni, podczas których badania były przeprowadzane. Natomiast są różnice w wartościach dopuszczalnych, one są i na korzyść, i na niekorzyść. Na te wartości biegli nie mają wpływu. To wymaga wyjaśnienia, czy nie ma tu przekłamania – mówi Marek Rusin.
Jak deklaruje prokurator, wyjaśnienia zostaną przygotowane najszybciej, jak będzie to możliwe. Sąd nie zawiesił procesu, a kolejną rozprawę wyznaczono na sierpień 2025 roku.
Agnieszka Szymkiewicz