Proroctwo ze snu: opowieść, która zmieniła wszystko

3 dni temu

**Ostrzeżenie ze snu: historia, która zmieniła wszystko**

Aleksandra zajmowała się przetworami – wekowaniem grzybów, gdy nagle rozległo się pukanie do drzwi. Jej mąż, Krzysztof, był w podróży służbowej i zabrał ze sobą klucze. W domu oprócz niej była tylko ich córka, Zosia. *Kto to może być?* – mruknęła pod nosem, wycierając ręce i podchodząc do drzwi.

Na progu stał chłopiec, około dziesięcioletni. Nieznajomy. Ubrany schludnie, z plecakiem na ramionach, ale jego wzrok był dziwnie dorosły, poważny.
— Dzień dobry — powiedział uprzejmie. — Czy twój mąż jest w domu? Muszę z nim porozmawiać.
Aleksandra zmieszała się.
— Witaj. Nie, go nie ma… A czemu go szukasz? Może ja mogę pomóc?
— Nie. Tylko on. To ważna sprawa.

Serce Aleksandry ścisnęło się. Nie wiedziała nawet, co odpowiedzieć.
— Wrócę później. O której zwykle jest w domu?
— Czasem jest, czasem wyjeżdża… Ale kim ty w ogóle jestes? Co się stało?
— Na razie nic. Ale może się stać. Do widzenia.

Aleksandra śledziła wzrokiem chłopca, gdy odchodził. Co za dziwne spotkanie? Po co Krzysztofowi ta rozmowa z dzieckiem? I skąd on go zna? Cały dzień nie mogła znaleźć sobie miejsca. A wieczorem, gdy mąż wrócił, od razu mu opowiedziała.

— Dzisiaj przyszedł do ciebie jakiś chłopiec. Miał może dziesięć lat. Mówił, iż musisz z nim pilnie porozmawiać. I więcej ani słowa.
— Co za bzdury? Nie znam go. Może pomylił dom?
— Nie, wyraźnie wymienił twoje nazwisko. Twierdził, iż tylko ty możesz mu pomóc.

Krzysztof tylko wzruszył ramionami i poszedł pod prysznic. Ale Aleksandry nie opuszczał niepokój. Kim był ten chłopiec? Może… jego syn? Nieznany, z innego związku? Krzysztof miał przecież wcześniej inne kobiety… W myślach przemknęło jedno nazwisko – Ewa. Kiedyś byli blisko ślubu. Może zaszła w ciążę i nie powiedziała?

Następnego dnia zaczęła delikatnie wypytywać:
— Krzysiu, pamiętasz tamtą dziewczynę, z którą prawie się ożeniłeś? Jak miała na imię?
— Ola, po co ci to? Dawno wyparłem. Ewa.
— Ciekawi mnie tylko. Ty wiesz o moich byłych, a ja o twoich ledwie kilka słów.

Aleksandra natychmiast zaczęła szukać Ewy w mediach społecznościowych. Ale nazwisko pewnie zmieniła – bezskutecznie. Pozostawało tylko czekać, czy chłopiec znów się pojawi.

Kilka dni później Krzysztof oznajmił, iż wyjeżdża w delegację.
— Do sąsiedniego miasta. Nikt nie chciał jechać, a szef postawił na mnie.
Aleksandra zaniemówiła. Krzysztof od lat nie jeździł służbowo. W głowie zabrzmiały jej słowa chłopca: *Może się stać*. Instynkt podpowiadał – to nie przypadek.

I rzeczywiście, w przeddzień wyjazdu, ten sam chłopiec znów zapukał. Aleksandra gwałtownie wpuściła go do środka.
— Słuchaj, powiedz mi, co chciałeś mu przekazać. Jestem jego żoną. Wszystko mu powtórzę. Jak się nazywasz?
— Mikołaj. Proszę pani… Mama mi się śniła i kazała przekazać mężowi – nie może jechać. Inaczej zginie.
— Mikołaj, co ty mówisz? Jaka mama?
— Moja mama zmarła pięć lat temu. Ale ostatnio często mi się śni. Babcia mówi, iż jesteśmy połączeni… Mama mnie bardzo kochała. Nigdy nie znałem taty. Znam ją tylko ze zdjęć. Ale teraz… podała adres. Powiedziała, iż tylko on może to usłyszeć…

Aleksandra zamilkła. Przez ciało przebiegły dreszcze.
— A wiesz, kim on jest dla twojej mamy?
— Nie. Ale mówiła, iż nie może jechać. Ani tym razem, ani nigdy.

Po wyjściu chłopca Aleksandra zamknęła drzwi, a w piersi zaczął narastać lęk. W duchy nie wierzyła… Ale to było zbyt rzeczywiste.

Następnego dnia Krzysztof wyjechał. Aleksandra próbowała się uspokoić, zajmując się pracą. A po południu – telefon.

— Ola, uspokój się… Nic mi nie jest. Ale… coś dziwnego się stało.
— Co?! Co się stało?
— Jechałem. Słuchałem muzyki. Nagle na drogę weszła kobieta. Nie wiadomo skąd. Zjechałem w bok, uderzyłem w barierę… A auto przede mną wyleciało w powietrze. Wypadek. Ludzie zginęli… To ja powinienem tam być.
— Boże…
— Nie wiem, kim była. Pojawiła się nagle i zniknęła. Ale gdyby nie ona…

Wieczorem Krzysztof wrócił do domu.
— Nie myślisz, iż to mogła być… ta kobieta? Matka Mikołaja?
— Ola… To zbieg okoliczności. Jakaś magia.
— Nie, Krzysiu. To nie przypadek. Czuję to.

Następnego dnia Krzysztof oświadczył:
— Wszystko pamiętam. Pięć lat temu szedłem koło jednego bloku. Był pożar. Ludzie stali i bali się wejść. A ja nie wytrzymałem – wbiegłem do środka. Wyniosłem chłopca. Jego matki już nie było…

Postanowili pójść pod wskazany adres. Przywitała ich babcia Mikołaja.
— Tak, tu mieszka. To mój wnuk. Jego mama zginęła w tym pożarze. Pan go uratował. Zawsze będę wdzięczna… On prawie nic nie pamięta. Tylko zdjęcia zostały. Ale ona mu się śni. A mnie – już nie.
— Ona uratowała mnie…
— Kamila zawsze była inna. Chcą państwo zobaczyć fotografię? Proszę…

Na zdjęciu była ona. Ta sama. Krzysztof poznał ją natychmiast.

Do drzwi wszedł Mikołaj.
— Witajcie. Mama mówiła, iż żyjesz. Jest szczęśliwa. Ale powiedziała też… żebyś nigdy więcej nie jeździł tą drogą. Tym razem by cię nie uratowała. Musisz to zapamiętać.

— Dziękuję, Mikołaju. I podziękuj swojej mamie. Chcesz się zaprzyjaźnić? Mam córeczkę, ale ona jest za mała na wędkowanie. A z tobą moglibyśmy jeździć. I na mecze, i gdzie tylko zechcesz. Zgoda?

Mikołaj cicho skinął głową. A Aleksandra płakała. Z wdzięczności za los… i za to, iż czasem choćby sen może ocalić życie.

Idź do oryginalnego materiału