Tragedia nad Bałtykiem. Nie żyje mężczyzna, który rzucił się na ratunek córkom

Na koniec długiego weekendu doszło do tragicznego zdarzenia w Stegnie nad Bałtykiem. Nie żyje mężczyzna, który rzucił się na ratunek swoim córkom.


O szczegółach tragedii informuje TVN24. W niedzielę po godzinie 14:00 policjanci dostali zgłoszenie o zdarzeniu przy wejściu na plażę nr 64 w Stegnie. Wstępnie było wiadomo, iż 48-letni mężczyzna miał wejść do wody, by ratować swoje dwie córki, porwane przez prąd wsteczny.

Prąd wsteczny na Bałtyku. Nie żyje mężczyzna

Jak podaje TVN24, dziewczynkom udało się wyjść z wody o własnych siłach. Mężczyznę wyciągnęli z morza świadkowie zdarzenia. Niestety życia 48-latka nie udało się uratować. To kolejna taka tragedia, do której doszło 17 sierpnia. Tego samego dnia w Sztutowie utonęła dorosła kobieta. Prawdopodobnie też została porwana przez fale.

Jeszcze w ostatni dzień długiego weekendu nie można było korzystać z kilkudziesięciu kąpielisk na północy Polski. Czerwone flagi wywieszono m.in. z powodu wysokich fal i prądów wstecznych, które są ogromnym zagrożeniem.

O co chodzi z prądem wstecznym niedawno pisaliśmy w naTemat. Fale nieustannie popychają ogromne masy wody w stronę plaży. Woda ta nie wylewa się w całości na ląd, ale cofa się w stronę morza. Kiedy powracające fale zostaną załamane, przepływając przed podwodny "garb" z piasku lub przy falochronie (dlatego nigdy nie powinniśmy pływać w ich okolicach), utworzy się tam wąski "korytarz" przypominający "rzekę na morzu". To właśnie prąd wsteczny (inaczej strugowy lub "cofka").

Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczeństwa. choćby spokojne morze, na którym nie ma fal, może być zdradliwe. Prąd wsteczny działa podstępnie, z "niewidzialną siłą". Woda w prądzie wstecznym może być bardziej spieniona i wyglądać na ciemniejszą. Często trudno to jednak zauważyć, stojąc blisko na plaży.

O tym, gdzie można aktualnie się kąpać, na bieżąco pojawiają się informacje w Serwisie Kąpieliskowym Głównego Inspektoratu Sanitarnego.