"Wszyscy są wstrząśnięci", "Ktoś nie zadziałał prawidłowo". Oto co wiemy o zabójcy lekarza z Krakowa

2 dni temu
– Jest to niewyobrażalna tragedia. Nie możemy przejść obok tego obojętnie. Wszyscy są wstrząśnięci – słyszymy w Jędrzejowie pod Kielcami. To z powiatu jędrzejowskiego pochodzi sprawca zabójstwa lekarza w Krakowie. – Dotknęło mnie to jak każdego normalnego człowieka. To nie jest normalne, iż pacjent zabija swojego lekarza – reaguje Marek Mentel, szef Rady Powiatu. Cała Polska jest w szoku. Wokół zabójstwa mnożą się różne teorie. – Absolutnie nie zgadzam się z oceną tej sytuacji i zbyt daleko idącymi wnioskami – mówi naTemat Zygmunt Lizut, emerytowany oficer więziennictwa.


Przypomnijmy, do ataku doszło we wtorek, 29 kwietnia, w godzinach porannych w poradni ortopedycznej Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie. 35-letni Jarosław W., funkcjonariusz Służby Więziennej, wtargnął do gabinetu, w którym dr Tomasz Solecki przyjmował pacjentkę.

Mężczyzna zadał lekarzowi kilkanaście ciosów nożem. Mimo szybkiej interwencji ochrony i operacji, która trwała ponad 2 godziny, życia ortopedy nie udało się uratować.

– Jest to niewyobrażalna tragedia. Nie możemy się z tym pogodzić. Nie możemy przejść obojętnie, jeżeli chodzi o bezpieczeństwo osób, które pracują z innymi ludźmi. To nie dotyczy tylko lekarzy, ale każdego, który sprawuje zawód pomocowy – mówi Karolina Jarosz, radna z Jędrzejowa.

Sprawca tragedii pochodzi z powiatu jędrzejowskiego


To stąd, a adekwatnie z powiatu jędrzejowskiego, pochodzi Jarosław W. – Tu szczególnie się o tym mówi. Lokalne media bardzo to nagłośniły. Gdy okazało się, iż napastnik jest z województwa świętokrzyskiego, temat zrobił się bardzo nośny – reaguje jeden z mieszkańców Kielc.

Wszyscy, kogo nie pytamy, powtarzają dokładnie to samo. – Na pewno wszyscy są wstrząśnięci. Straszna rzecz – mówi szef Rady Miasta Jędrzejowa Wacław Kędra.

Przewodniczący Rady Powiatu Marek Mentel: – Dotknęło mnie to jak każdego normalnego człowieka. To nie jest normalne, iż pacjent zabija swojego lekarza.

Inni mieszkańcy: – Wszyscy mamy problemy, ale żeby do tego się posunąć? Zastanawia tylko, jak zakwalifikowano go do służby więziennej. Aż trudno w to uwierzyć. Nie ważne skąd pochodzi, to nie ma znaczenia. Straszne.

30 kwietnia Jarosław W. usłyszał dwa zarzuty. – Zarzut zabójstwa, a także zarzut usiłowania naruszenia czynności narządów ciała pielęgniarki, która próbowała pomóc lekarzowi – poinformowała PAP rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Krakowie Oliwia Bożek-Michalec.

Podsumujmy, co wiadomo o napastniku. Bo, jak wynika z relacji jego przełożonych, pracowników Ministerstwa Sprawiedliwości i rodziny mężczyzny, wszyscy wiedzieli o jego niepokojącym zachowaniu.

Co wiadomo o zabójcy lekarza z Krakowa


– Mężczyzna, który został zatrzymany pod zarzutem dokonania zabójstwa lekarza w szpitalu krakowskim, był funkcjonariuszem służby więziennej od pięciu lat. Został przyjęty do służby w roku 2020, i początkowo pełnił służbę w zakładzie karnym we Wronkach, w Wielkopolsce, a następnie przez ostatnie blisko półtora roku pełnił służbę w areszcie śledczym w Katowicach. Proszę państwa, służba otrzymywała sygnały o zachowaniach tego funkcjonariusza, które powinny wzbudzić niepokój – mówiła na konferencji prasowej wiceminister sprawiedliwości Maria Ejchart.

Mężczyzna od dwóch lat miał mieć obsesję na punkcie dr. Soleckiego. Według jego rodziców wszystko zaczęło się po operacji łokcia. – Syn bardzo się od tego zabiegu zmienił, non stop mówił, iż lekarz mu coś wstrzyknął, iż wstrzyknął mu truciznę – powiedzieli reporterce "Super Expressu".

Według relacji dziennikarki "Super Expressu" rodzina próbowała mu pomóc. – Młodszy syn zaproponował, żeby Jarek skorzystał z pomocy psychiatry, ale on nie chciał. Zerwał z bratem kontakt – mówili rodzice. Miał za to złożyć skargę do Rzecznika Praw Pacjenta. I miał wcześniej nachodzić lekarza.

Dalsza część artykułu poniżej:


W mediach pojawiły się też nieoficjalnie informacje, iż w pracy "nie dopuszczano do tego, żeby miał kontakt z bronią, więc był kwalifikowany jako osoba zaburzona". – Normalnie taki człowiek nie powinien pracować w służbie, ale przez wakaty sytuacja jest, jaka jest. Czyli bardzo zła – stwierdził informator Onet.pl.

"Pracował w dziale ochrony, nie sprawiał większych problemów w służbie", "Był introwertykiem, nie miał skłonności do agresji" – usłyszała z kolei katowicka "Wyborcza" wśród funkcjonariuszy śląskiej Służby Więziennej.

Rzeczniczka Służby Więziennej ppłk Arleta Pęconek, rzeczniczka przekazała zaś TVN24, iż dyrektor jednostki otrzymał informację o nietypowym zachowaniu funkcjonariusza i podjął decyzję o skierowaniu go na konsultację psychologiczną.

Zapytaliśmy w Centralnym Zarządzie Służby Więziennej o te badania, a także o wszystkie medialne doniesienia na temat sprawcy tragedii. Uzyskaliśmy tylko następującą odpowiedź:

W związku z tragicznym zdarzeniem mającym miejsce w Szpitalu w Krakowie Służba Więzienna potwierdza, iż napastnikiem był funkcjonariusz Służby Więziennej legitymujący się 5-letnim stażem w formacji. Z uwagi na dobro śledztwa i czynności podejmowane przez prokuraturę w tej sprawie Służba Więzienna nie udziela szczegółowych informacji o przebiegu służby sprawcy zdarzenia. Wszelkie możliwe informacje w tej sprawie przekazane zostały podczas konferencji prasowej w dniu 29 kwietnia 2025 r. przez Ministra Sprawiedliwości Adama Bodnara i wiceminister Marię Ejchart.

"Jeśli tego nie zrobiono, nastąpiła seria błędów"


Zygmunt Lizut, oficer więziennictwa w stanie spoczynku, były dyrektor okręgowy Służby Więzienne w Krakowie, wskazuje, w takich sytuacjach trzeba reagować natychmiast. A w tym przypadku niepokojących sygnałów, które zna z doniesień medialnych, było sporo.

– Przeczytałem, iż nie był dopuszczony do użycia broni i już to jest co najmniej dziwne. Przeczytałem też, iż jego rodzice mówią, iż był dziwny. Że pokłócił się z bratem, który kazał mu się opamiętać, i z nim nie rozmawia. jeżeli ktoś opowiada takie rzeczy, iż lekarz podczas operacji łokcia wszczepił mu truciznę, to powinni się nim zająć w sensie medycznym i psychologicznym. Ja bym tak zrobił. Dopilnowałbym tego. jeżeli tego nie zrobiono, nastąpiła seria błędów – mówi w rozmowie z naTemat.

Wspomina, iż jeżeli ktoś był introwertykiem, to bacznie mu się przyglądał. – Bo nie wiadomo, co w nim siedzi i co może mu do głowy strzelić. Znałem kiedyś człowieka, z którym byłem w szkole oficerskiej, z wykształcenia był psychologiem. Został dyrektorem zakładu karnego. I dowiedziałem się z mediów, iż wziął nóż i zadźgał nim kalekę na wózku. Wyszedł i powiedział: "Teraz jestem spokojny" – mówi.

W swojej karierze badał mnóstwo nadzwyczajnych przypadków. Pamięta samobójstwa funkcjonariuszy i skazanych, ucieczki, ale też np., jak funkcjonariusz strzelał z wieży do policjantów na terenie zakładu karnego i ich zabił.

– W takich sytuacjach bada się przyczyny, okoliczności, skutki i wyciąga się wnioski – dyscyplinarne, personalne, ale też takie, żeby takich błędów w przyszłości unikać. W tej sytuacji prawdopodobnie zadziała się sytuacja domina – analizuje.

– A skoro było wiadomo, iż są problemy z tą osobą, to są na to procedury. Po pierwsze ktoś przyjęty do służby przechodzi wnikliwe testy psychologiczne. jeżeli ich nie przechodzi, nie powinien się znaleźć w służbie. Nie wiemy, jaki był wynik jego testów. Natomiast jeżeli ktoś jest już w służbie, są narzędzia, żeby mu pomóc – podkreśla Zygmunt Lizut.

Dalsza część artykułu poniżej:


Ekspert: – Absolutnie nie zgadzam się z oceną tej sytuacji i zbyt daleko idącymi wnioskami


Jak mówi ekspert, przed laty sam zaproponował rozwiązanie, które jest wdrożone. Żeby psycholog był do dyspozycji nie tylko skazanych, ale żeby zajmował się również funkcjonariuszami.

– Psycholog znajduje się w Okręgowym Inspektoracie Służby Więziennej. Tam przełożeni, dostrzegając niekorzystne zjawiska, powinni kierować funkcjonariusza. Istnieje też medycyna pracy, funkcjonariusze są okresowo badani. Jest też pomoc psychiatry. Funkcjonariusze policji, straży pożarnej, służby więziennej korzystają z usług Specjalistycznego Szpitala MSWiA w Jeleniej Górze-Cieplicach, gdzie tego typu zaburzenia są leczone w krótko- i długoterminowych terapiach – wymienia Zygmunt Lizut.

Dlatego jest zdenerwowany całą obecną sytuacją wokół tragedii w Krakowie.

– Absolutnie nie zgadzam się z oceną tej sytuacji i zbyt daleko idącymi wnioskami – mówi Zygmunt Lizut.

Ma na myśli przede wszystkim odwołanie płk. Andrzeja Pecki ze stanowiska dyrektora generalnego Służby Więziennej, co nastąpiło 30 kwietnia.

– Ktoś w tej sytuacji nie zadziałał prawidłowo, ale nie był to dyrektor generalny. Niech minister odwoła się do logiki. Związek przyczynowo-skutkowy jest tu żaden. Albo prawie żaden. W historii więziennictwa polskiego były już takie przypadki. Skazany powiesił się, odwołano ministra Zbigniewa Ćwiąkalskiego. Z głodu zmarł obywatel Rumunii, mnie odwołano ze stanowiska. Takich przykładów zbiorowej odpowiedzialności jest mnóstwo. Te sprawy mnie bulwersują – mówi.

Jak wspomina, były już dyrektor Pecka zaczynał u niego pracę. – Miał znakomite podstawy. Wykształcenie prawnicze, doktorat z resocjalizacji. Mógłby być na emeryturze, ale chciał pomóc. Nie naprawi jednak gwałtownie błędów ostatnich 8 lat. Wiem, jak wielkie były w tym czasie rozmaite nieprawidłowości. Finansowe, ekonomiczne, także personalne, a być może również dotyczące również rekrutacji – dodaje.

Idź do oryginalnego materiału