Wyrzuty matki o brak pomocy choremu bratu sprawiły, iż uciekłam z domu po szkole.

1 dzień temu

Wyrzuty sumienia po słowach matki o moim braku pomocy dla chorego brata sprawiły, iż po szkole zebrałam rzeczy i uciekłam.

Mama ciągle mi wypomina, iż nie pomagam z chorym bratem, ale dziś po lekcjach złapałam torbę i wyszłam bez słowa.

Kasia siedziała na ławce w parku w Krakowie, patrząc, jak liście wirują w chłodnym, jesiennym wietrze. Telefon wibrował ponownie kolejna wiadomość od matki, Ewy: *Zostawiłaś nas, Kasia! Bartek jest coraz słabszy, a ty żyjesz tak, jakby nic się nie stało!* Każde słowo było jak cios nożem, ale Kasia nie odpowiadała. Nie potrafiła. W sercu mieszała się wina, złość i ból, ciągnące ją z powrotem do domu, który opuściła pięć lat temu. Wtedy, mając osiemnaście lat, podjęła decyzję, która podzieliła jej życie na przed i po. Teraz, jako dwudziestotrzylatka, wciąż zastanawiała się, czy postąpiła słusznie.

Kasia dorastała w cieniu młodszego brata, Bartka. Miał trzy lata, gdy lekarze zdiagnozowali u niego ciężką formę epilepsji. Od tamtej pory ich dom zamienił się w szpitalną salę. Matka, Ewa, poświęciła się mu całkowicie: leki, lekarze, niekończące się badania. Ojciec natomiast spakował walizki, nie wytrzymując presji, zostawiając Ewę samą z dwójką dzieci. Kasia, która miała wtedy siedem lat, stała się niewidzialna. Jej dzieciństwo zniknęło w codziennej opiece nad Bartkiem. *Kasia, pomóż z Bartkiem, Kasia, nie hałasuj, żeby go nie denerwować, Kasia, poczekaj, teraz nie czas*. Czekała, cierpliwie, ale z każdym rokiem jej własne marzenia oddalały się coraz bardziej.

Jako nastolatka, Kasia nauczyła się być praktyczna. Gotowała, sprzątała, pilnowała Bartka, gdy matka biegała po szpitalach. Koleżanki z liceum zapraszały ją na wyjścia, ale odmawiała w domu zawsze była potrzebna. Ewa chwaliła ją: *Jesteś moją podporą, Kasia*, ale te słowa nie dawały jej ciepła. Widziała, jak matka patrzy na Bartka z miłością i rozpaczą i wiedziała, iż nigdy nie doczeka się takiego samego spojrzenia. Nie była córką, ale pomocą domową, której rolą było odciążać rodzinę. W głębi serca kochała brata, ale tę miłość przysłaniało zmęczenie i gorycz.

W klasie maturalnej Kasia czuła się jak cień. Koledzy rozmawiali o studiach, imprezach, planach na przyszłość, a ona myślała tylko o rachunkach za leczenie i łzach matki. Pewnego dnia, wracając ze szkoły, zastała Ewę w szlochu: *Bartek potrzebuje nowego leku, a my nie mamy pieniędzy! Musisz nam pomóc, Kasia, znajdź pracę po maturze!* Wtedy coś w niej pękło. Spojrzała na matkę, brata, na ściany, które od zawsze ją dusiły, i zrozumiała: jeżeli zostanie, zniknie na zawsze. Cierpiała z tego powodu, ale nie mogła już być tym, czego od niej oczekiwano.

Po maturze Kasia spakowała plecak. Zostawiła kartkę: *Mamo, kocham was, ale muszę odejść. Wybacz.* Z pięcioma tysiącami złotych, zaoszczędzonymi z dorywczych prac, kupiła bilet do Warszawy. Tamtego wieczoru, siedząc w pociągu, płakała, czując się jak zdrajczyni. Ale w piersi biło też coś nowego nadzieja. Chciała żyć, studiować, oddychać, nie myśląc o szpitalnych korytarzach. W Warszawie wynajęła miejsce w akademiku, zaczęła pracować jako kelnerka, zapisała się na wieczorowe studia. Po raz pierwszy poczuła, iż jest kimś, a nie tylko trybikiem w machinie.

Ewa nie wybaczyła. Przez pierwsze miesiące dzwoniła, krzyczała, błagała: *Jesteś egoistką! Bartek cierpi bez ciebie!* Jej głos ciął jak nóż. Kasia przesyłała pieniądze, gdy mogła, ale nie wróciłaby już tam. Z czasem telefony stały się rzadsze, ale każda wiadomość była pełna wyrzutów. Kasia wiedziała, iż Bartkowi jest coraz gorzej, iż matka jest wykończona, ale nie mogła już dźwigać tego ciężaru. Chciała kochać brata jak siostra, nie jak pielęgniarka. Mimo to, za każdym razem, gdy czytała słowa matki, pytała siebie: *Kim byłabym, gdybym została?*

Teraz Kasia żyje własnym życiem. Ma pracę, przyjaciół, plany na magisterkę. Ale przeszłość ją dogania. Myśli o Bartku, o jego uśmiechu w dni, gdy czuł się lepiej. Kocha matkę, ale nie zapomni skradzionego dzieciństwa. Ewa wciąż pisze, a każda wiadomość brzmi jak echo domu, który opuściła. Kasia nie wie, czy kiedykolwiek będzie mogła wrócić, wytłumaczyć się, pogodzić. Ale jedno jest pewne: tamtego dnia, gdy pociąg zabrał ją z dala od Krakowa, uratowała samą siebie. I ta prawda, choć gorzka, daje jej siłę, by iść dalej.

Idź do oryginalnego materiału