Protesty w Serbii realizowane są od miesięcy, ale obecna postawa rządu nie wskazuje, by miały się niedługo zakończyć. Jest wręcz przeciwnie. Politycy obozu władzy uważają, iż manifestacje są skutkiem zachodniego wpływu. Sami zaś dziękują za "wsparcie i zrozumienie ze strony Rosji", która aktywnie uczestniczy w tłumieniu zamieszek.
Zamieszki w Serbii pod kontrolą Rosji. Rząd przyznaje się do obcych wpływów
Protesty przeciwko rządowi w Serbii rozpoczęły się w listopadzie ubiegłego roku. Grupy studentów - bez liderów, ale z gotowymi pomysłami - wyszły na ulice, by okazać niechęć wobec polityków u władzy, których oskarżono o korupcję i nieposzanowanie godności człowieka. Powodem było zawalenie się dachu dworca kolejowego w Nowym Sadzie, w którym zginęło 16 osób. Obiekt został oddany po remoncie do użytku dwa lata wcześniej, mimo niedopełnienia norm budowlanych.
Protestujący domagali się dymisji ministra budownictwa Gorana Vesićia. Z czasem także prezydent Serbii Aleksandar Vučić zaczął być wzywany do ustąpienia z funkcji głowy państwa.
"Opinia publiczna kwestionowała jakość prac infrastrukturalnych i kontroli ze strony państwa, Serbowie wskazywali na rzekome schematy korupcyjne podczas budowy i konserwacji obiektu. Tymczasem powolna i niejasna reakcja władz tylko zwiększyła oburzenie społeczne" - piszą dziennikarze serwisu espreso.tv.
Rosja tłumi zamieszki w Serbii. Jaki ma w tym interes?
Początkowo manifestacje miały charakter wyłącznie społeczny - upamiętniały ofiary katastrofy na dworcu. Natomiast później zaczęły przekształcać się w polityczny spór o to, kto powinien rządzić państwem. Protestujący przekonywali, iż obecny rząd musi upaść.
Prezydent Aleksandar Vučić ignorował wystąpienia, do czasu, aż ich częstotliwość i rozmiar drastycznie się zwiększyły. 15 marca w Serbii protestowało około 107 tysięcy osób. Media nazywały to "największym protestem w historii". Manifestanci ponownie domagali się przedterminowych wyborów, ale postulat ten został natychmiast odrzucony przez obecne władze.
Wówczas na ulice zostały posłane jednostki służb porządkowych, upoważnione do użycia siły przeciwko obywatelom "stwarzającym zagrożenie". Również wtedy użyto broni sonicznej do rozpędzenia studentów i aktywistów. przez cały czas jednak nie było mowy o zaakceptowaniu żądań tłumu. Prezydent zresztą publicznie poparł siły bezpieczeństwa za użycie środków przymusu bezpośredniego.
ZOBACZ: "Musimy zmusić Putina". Francja i Wielka Brytania apelują w sprawie Rosji
Eksperci w rozmowach z serbskimi mediami dzielili się poglądem, iż twarde neutralizowanie strajków to dowód na bezsilność i zdenerwowanie polityków.
W związku z próbami rozbicia protestów przez serbską policję, uległy one rozproszeniu. Z Belgradu wystąpienia rozlały się na ponad 30 innych miejscowości. Dotyczyły jedynie sytuacji wewnętrznej kraju, ale niespodziewanie wtrąciła się w nie Rosja. Za pomoc oficjalnie dziękował Moskwie były wicepremier Serbii Aleksandar Vulin.
- Jestem bardzo wdzięczny rosyjskim służbom specjalnym, które zawsze wspierają nas w walce z "kolorowymi rewolucjami", przede wszystkim z tą propagandą - powiedział. - Oni wiedzą, jakie niebezpieczeństwo wisi nad Serbią.
Rząd Serbii z rosyjskimi wpływami
Po miesiącach zamieszek Serbowie wciąż blokują drogi. W mediach regularnie pojawiają się komunikaty o "udrożnieniu przejazdów". Na zamieszki w kraju zwracają uwagę światowe organizacje ochrony praw człowieka, w tym Amnesty International, wskazując, iż postawa władz wobec protestujących narusza ich podstawowe prawa.
ZOBACZ: Moskwa reaguje na słowa Andrzeja Dudy ws. Ukrainy. Wspominają "sukces Trumpa"
Rząd serbski może jednak liczyć na wsparcie Rosji. Moskwa niejednokrotnie interweniowała w sprawie zachwiania porządków wewnętrznych w Serbii, szerząc propagandę znaną z tej przeciwko narodowi ukraińskiemu. Mimo, iż aktywiści i studenci na protestach nie poruszają kwestii wojny w Ukrainie, media donoszą o niespodziewanych banerach z antyukraińskimi hasłami. Rosja zatem nie tylko tłumi, ale także wykorzystuje wystąpienia.
Przypomnijmy, iż Serbia nie nałożyła sankcji na Rosję po rozpoczęciu agresji na Ukrainie.
Zdaniem miejscowych ekspertów prezydent Aleksandar Vučić pozwala na kremlowską propagandę w swoim kraju w zamian za korzyści polityczne. Uważają, iż może on dowolnie "ustawić swój rząd, nie obawiając się jego obalenia".
Dochodzi do tego także kwestia współpracy gospodarczej, którą Rosja i Serbia utrzymują nieprzerwanie - Serbia może liczyć na lepsze ceny importowanych towarów, natomiast Rosja ma swój rynek zbytu.
