
przed podróżą
słuchałem ojca słów
zastygłem
na posterunku z karabinem
nie zobaczyłem
człowieka nigdy więcej
rozpłynął się we własnym niebie
brakowało by wypełnić pustkę
samotność pachniała jego zapach
mundur w szafie orkiestry straży ogniowej
gdy w helikon dął
włos jeżył się na głowie
serce drgało basem mocniej
żegnaj do zobaczenia
tyle dopowiedzenia
co zrobić z życiem
wysłałeś jak posłańca
na krańce świata
skąd ciężko wrócić pod strzechę
by naprawić stary płot
tego nie da się naprawić
zacumowałem korab
na Górnym Śląsku